Rozdział 28
Warunki zrozumienia wieczności
Ludzie nauki twierdzą, że wszechświat powstał z tak zwanej osobliwości. Jednakże tak naprawdę nic o niej nie wiedzą. Znają jedynie skutki jej zaistnienia. Używają tego umownego określenia, jako rodzaju „wygodnej wiary” odsuwającej od nich potrzebę mówienia o istnieniu Stwórcy wszechświata. Równocześnie ludzie wierzący w Boga uznają Go też za „Osobliwość” o nazwie Jahwe, Ojciec Niebieski czy Allach. Właściwie obie grupy wykazują podobny stan, który u jednych nazywany jest wiedzą, a u drugich wiarą. Zatem, w przypadku zaistnienia wszechświata, można uznać, że nie ma właściwie różnicy między wierzącymi w Boga a niewierzącymi w Niego.
Teoria wiecznego istnienia, unikając znanych wierzeń religijnych, próbuje zgłębić, co może się kryć za tą osobliwością. Nie jest jednak jej celem wchodzić w spór z wyznaniami, które trzymają się kurczowo bogów utworzonych na ich „obraz i podobieństwo”. Mój system nie chce też zadawać naukowcom pytań o nieskończoność i wieczność, na które nie znają odpowiedzi. Moja teoria wprowadza bowiem nowe zrozumienie źródła wszechświata, którym jest Byt Pierwoistny. Wprowadziłem je jako główną tezę mojej teorii. Oczywiście zarówno nauka, jak i religia, znają pojęcie Pierwszej Przyczyny. Może to pozwolić na powiązanie Jej tożsamości z Bytem Pierwoistnym oraz ułatwić nam zrozumienie Jego istnienia w nieskończonej sferze poza czasem i przestrzenią. Wyjaśnię teraz w punktach, co z tego wynika.
Po pierwsze, Byt Pierwoistny musi być Jeden, czyli być absolutnym i jedynym Źródłem wszechrzeczy. Dopiero wówczas, gdy cokolwiek wyłania się z Niego w formie stworzenia, można mówić o dwoistości czy wielokrotności stanu współistnienia. Równolegle z pochodzącymi od z Niego obiektami pojawiają się siły spójności dążące do ich jedności, która odzwierciedla Pierwotne Źródło. Zatem to, co wyłania się z Bytu Pierwoistnego, powinno być różnymi stanami dobra, między którymi oddziaływuje energia spójności. W przypadku ludzi stanem tej energii jest na przykład miłość między mężczyzną a kobietą. Ogólnie najlepiej obrazuje to model podstawowej jednostki materii, czyli atomu. Uwidacznia się w nim bowiem zasada równoczesnego podziału jedności na dwa przeciwległe stany, czyli dodatni i ujemny. Równocześnie jest między nimi energia w formie różnych oddziaływań. W takim razie cała struktura atomu reprezentuje jedność obrazującą w miniaturze Byt Pierwoistny.
Po drugie, Stwórca wyłonił ze Swej Osobowości fundamentalne zasady istnienia wraz z wynikającymi z nich prawami. Wraz z nimi wygenerował z Siebie praenergię, która przybiera we wszechświecie różne formy energii i materii. Stąd, jak to zostało wspomniane w poprzednim punkcie, każda Jego twórcza akcja powoduje powstawanie „dobrych obiektów” oraz towarzyszące mu oddziaływania. To wszystko stara się opisać nauka. Zauważyła ona, że gdy dwa wydzielone ze „źródła” podmioty zaczynają współistnieć, to mogą tworzyć złożone struktury i układy. Moja teoria dodaje, że mają one w sobie zakodowany odpowiedni poziom wiedzy. Co prawda, zanim zawartą w nich wiedzę rozszyfrowali i opisali ludzie, musiały minąć tysiące lat. Teraz umożliwiło to określenie głównych atrybutów Bytu Pierwoistnego. Stanowią je Inteligencja, Wola i Uczuciowość. Wynika z tego, że Byt Pierwoistny posiada Osobowość, czyli można Go traktować jako Istotę Pierwoistną, w pełni nieograniczoną czasowo i przestrzennie. Powyższe atrybuty Bytu Pierwoistnego umożliwiają Mu bycie Stwórcą. To jest główną tezą systemu mojej teorii.
Po trzecie, teoria wiecznego istnienia dziedziczy wynik analizy essenceizmu, że zaprezentowany powyżej Byt Pierwoistny nadał cel stworzeniu wszechświata. Ta analiza szczegółów zastanych na kuli ziemskiej skłania do stwierdzenia, że Stwórca dopracował Swoje dzieło pod kątem zaistnienia na niej ludzkości. Stąd wniosek, że żyjemy na „zapiętej na ostatni guzik” planecie, która na wieki powinna być naszym domem. Ma ona na zawsze umożliwiać rodzenie się na niej nowych pokoleń ludzi. Wszystko zostało na niej przygotowane tak, abyśmy sami mogli doprowadzić ją oraz siebie do stanu doskonałości. Tak należałoby rozumieć biblijne stwierdzenie, że Bóg odpoczął po symbolicznych sześciu dniach Swojej „pracy”. Moja teoria dodaje do tego spostrzeżenie, że Stwórca przed „zasłużonym odpoczynkiem” zorganizował przedtem nasze przyszłe życie w Swoim świecie poza czasem i przestrzenią, czyli w idealnym świecie duchowym.
Po czwarte, Byt Pierwoistny w zupełnie inny sposób potraktował istnienie ludzi niż pozostałą część stworzenia. Można w skrócie stwierdzić, że ludzie, będący Jego dziećmi, zostali zrodzeni bezpośrednio przez Niego. Tymczasem całe pozostałe stworzenie jako natura zostało ukształtowane zgodnie ze zwykłą funkcją tworzenia. Wynika z tego, że cała natura jest uformowane na Obraz Stwórcy, a ludzie dodatkowo na Jego podobieństwo, gdyż otrzymali wieczne życie. To, co odróżnia człowieka od najbardziej rozwiniętego bytu na Ziemi, czyli od zwierzęcia, to jego osoba duchowa będąca wieczną istotą ludzką. Jej celem jest osiągnięcie w czasie ziemskiego życia doskonałości osobistej, aby dzięki niej bez przeszkód móc żyć wiecznie w sferze poza czasem i przestrzenią u boku swego Stwórcy, dziedzicząc Jego dzieło.
Po piąte, wszystko wskazuje na to, że zorganizowany przez Stwórcę świat nie został przez ludzi właściwie rozwinięty. Wygląda na to, że zaplanowany przez Niego rozwój zatrzymał się, a ludzie na Ziemi zaczęli tworzyć rzeczywistość zupełnie Mu nieznaną. Tę rzeczywistość moja teoria jednoznacznie nazywa piekłem, gdyż jego główny mechanizm stanowi zło. Musiało to nastąpić zaraz na początku istnienia ludzkości. Symbolicznie to wydarzenie jest opisane w Biblii. Brali w nim udział Adam, Ewa i ich opiekun Archanioł Lucyfer. Z inicjatywy Archanioła wytworzyli oni między sobą stan, który zupełnie odwrócił porządek ustanowiony uprzednio przez Stwórcę. To zapoczątkowało istnienie świata pod panowaniem upadłego Archanioła, czyli Szatana. Tak powstało zło oraz związane z nim nasze ziemskie piekło. Teoria wiecznego istnienia wyjaśnia, że tych troje zmieniło pierwotne ukierunkowanie miłości na stan przeciwny do niej, co ustanowiło władzę Szatana nad ludźmi. Teraz na co dzień przeżywamy skutki tej tragedii. Od tamtego czasu ten stan zła starali się zmienić ludzie świadomi tej tragedii, a zwłaszcza Jezus Chrystus. Jednak nadal żyjemy w świecie, który opuszczamy niedojrzali duchowo. Po fizycznej śmierci tkwimy tylko w przedsionku sfery poza czasem i przestrzenią, w której czeka na nas Byt Pierwoistny.
Po szóste, gdyby Stwórca pomagał ludziom w naprawianiu powstałego na Ziemi zła, to byłoby to dowodem, że Jego koncepcja stworzenia okazała się niedoskonałą, a On sam poniósł porażkę. Tak jednak nie może być i tak nie jest. Bóg oczywiście stworzył ludzi i aniołów, jednak sytuacja między Archaniołem Lucyferem a Adamem i Ewą nastąpiła całkowicie poza Bogiem, czyli w ramach ich niezależnego działania. Pytanie zatem, czy dobre istoty mogą wytworzyć zło i czy Bóg za nie odpowiada. Wygląda na to, że Stwórca wydał z Siebie istoty, które między sobą wytworzyły zjawisko zupełnie Mu nieznane i oczywiście bez Jego udziału. To zjawisko to zmiana kierunku siły miłości między nimi. Uruchomiły w ten sposób jedną jedyną możliwość, której nie kontrolował Stwórca, a która została symbolicznie określona jako „owoc z drzewa poznania dobra i zła”. Brały w tym udział jeszcze niedoskonałe dzieci Stwórcy pozostające w okresie rozwoju poza Jego kontrolą . Były one w tym czasie pod opieką ich wychowawcy, który również w wyniku tej samej zmiany kierunku siły miłości utracił swą pozycję i więź życia ze Stwórcą. Mogło to nastąpić tylko dlatego, że siła miłości ma przewagę nad siłą życia, a więc jej użycie w niewłaściwym kierunku spowodowało zniszczenie więzi z Bogiem, co oznacza śmierć duchową. Pomimo wyposażenia pierwszych ludzi we wszystkie atrybuty niezbędne do osiągnięcia doskonałości, uczestnicy zdarzenia wypadli poza bezpieczne ramy działania siły miłości i wpadli w objęcia zła. W tej sytuacji Bóg nadal czeka na powrót ludzi do stanu przez Niego przewidzianego, gdyż Sam znajduje się poza czasem i przestrzenią, a czas dla Niego nie upływa. Nawet jeśli po kolejnych tysiącach lat ludzie wreszcie wrócą na właściwą ścieżkę rozwoju, to czekanie Boga na ludzi nie będzie miało wymiaru czasowego. Zatem Byt Pierwoistny nadal oczekuje, że kiedyś dotrzemy do Niego jako doskonałe istoty duchowe. To od nas zależy więć, jak szybko to zrobimy. Tu powtarzam twierdzenie mojej teorii, że Bóg nie bierze udziału w zbawieniu świata, gdyż jest ono odpowiedzialnością ludzi prowadzonych przez Syna Bożego w roli Zbawiciela.
Po siódme, opisana powyżej sytuacja pozwala zidentyfikować źródło zła, co daje możliwość jego zlikwidowania. Choć ludzie poznali to źródło, to dotychczas nie byli w stanie doprowadzić do naprawy świata, czyli do jego zbawienia. Z różnych misji na rzecz zbawienia świata najważniejszą przeprowadził Jezus Chrystus. Problem polega na tym, że ludzie zamiast Mu pomóc, zamordowali Go. Tylko fakt, że osiągnął pozycję Syna Bożego spowodował, że za cenę Swego życia odkupił życie duchowe ludzi. To świadczy o tym, że wartość Syna Bożego jest większa od wartości wszystkich żyjących w piekle ludzi razem wziętych. Odkupienie życia duchowego wymusił na Szatanie Jezus po porażce ludzi z narodu izraelskiego. Gdyby ten naród zaakceptował oczekiwanego przez siebie Mesjasza, to dziś prawdopodobnie żylibyśmy w świecie, w którym nie byłoby zła. Zatem wspólny wysiłek Zbawiciela, ludzi i aniołów może doprowadzić do pełnego zbawienia. Skoro do tego nie doszło dwa tysiące lat temu, to może się to udać następnym razem. Warunkiem sukcesu jest zrozumienie, że nie może tego dokonać za nas Bóg, który nie zna zła i nie może w nie ingerować. A zatem odpowiedzialność za nie spoczywa w ludzkich rękach. Sposób na odnowę świata może być podobny do drogi, którą przeszły osoby przygotowujące przyjście Mesjasza w czasach Starego Testamentu. Zatem ludzie ery współczesnej powinni wypracować możliwość narodzenia się na Ziemi Syna Bożego i razem z Nim oczyścić rasę ludzką z powiązań z Szatanem.
Pozostaje pytanie, co teraz robić? Na pewno nie należy czekać, aż Bóg się nad nami zmiłuje i Sam dokona zbawienia. To się nigdy nie stanie. Również nie warto czekać, aż na niebie pokaże się wizja Sądu Ostatecznego, a Jezus Chrystus z chmur zacznie nas nagradzać lub karać za popełnione grzechy. Warto sobie zatem uzmysłowić, że tak zwany „religijny” koniec świata, to naprawdę koniec zła, czyli pełne zbawienie świata. Jeśli tego nie zrobimy my, ludzie, to nikt nas w tym nie zastąpi. Oczywiście można dywagować, że istnieje jeszcze pewna szansa na pomoc w zbawieniu spoza naszego świata. Niestety jest ona mało prawdopodobna, gdyż miałaby polegać na interwencji innej cywilizacji ludzkiej istniejącej gdzieś w kosmosie. To bardzo mało prawdopodobne, chociaż teoretycznie Stwórca mógł stworzyć inną cywilizację zgodną ze Swoją koncepcją. Jednak o tym nic nie wiemy, a więc trzeba to traktować jak science-fiction. Gdyby jednak były takie światy w kosmosie, to i tak nie przylecą do nas statkami kosmicznymi. Możemy raczej liczyć na ich wsparcie duchowe, czyli pomoc ze strony osób duchowych ludzi wychowanych w środowisku, w którym nie ma zła. To oni, tak jak aniołowie, mogliby wesprzeć świadomych „ziemskich naprawiaczy”, zwanych w teorii wiecznego istnienia obieżyświatami. Misją obieżyświatów jest wędrowanie po świecie i głoszenie wiedzy o Bycie Pierwoistnym, o Jego Miłości oraz o wieczności w człowieku. Mogliby dzięki temu wzbudzić proces zbawienia, pomagając Zbawicielowi w usunięciu Szatana z naszej planety.