Słowa do wierzących

Image_33

Pragnę wszystkim wyjaśnić, że jako autor opracowania pt. „Dotyk wieczności” i twórca strony internetowej www.istota.net lub www.istota.org nie należę do żadnego kościoła i nie identyfikuję się z żadną ze znanych religii. Po prostu prowadzę własne poszukiwania odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania nurtujące bardzo wielu ludzi. Robię to, aby w sposób niezależny skupić wszystkie swoje wysiłki na lepszym poznaniu prawdy o Bogu i człowieku.

Przyznaję, że dawniej, jako członek wspólnoty katolickiej, postępowałem niestosownie wobec ludzi innych wyznań. Uważałem, że wiara kościoła rzymskokatolickiego jest jedyną prawidłową i prawdziwą wiarą w Boga. Tak naprawdę nie rozumiałem, dlaczego ludzie, wiedząc o istnieniu Jezusa Chrystusa oraz wiedząc, że ten Jezus wyznaczył Piotra Apostoła na Swojego następcę, nie uznają autorytetu papieży i nie podporządkowują się nakazom płynącym ze Stolicy Apostolskiej. Byłem tak zacietrzewiony w swoim wąskim widzeniu świata, że czasami traktowałem ludzi wyznających inną religię niż katolicką jako odszczepieńców, a nawet wrogów.

Dopiero po latach doświadczeń zrozumiałem, że Bóg nie wymaga ode mnie wojowniczej postawy, a zamiast niej raczej zrozumienia i akceptacji dla odmienności religijnej mieszkańców całego świata. Pomogły mi szczególnie kontakty z ludźmi innych wyznań. Zrozumiałem, że nie są to jacyś błądzący wyznawcy fałszywych bogów, ale najczęściej są to szczerzy zwolennicy swoich prawd wiary. Zasady ich wyznań były oczywiście różne od moich. Dzięki zmianie mojej postawy poznałem wielu wspaniałych ludzi, których, zamiast krytykować, zacząłem akceptować i podziwiać.

Od tego czasu nastąpiły moje merytoryczne kontakty z przedstawicielami różnych wyznań. Zaprocentowało to pełną tolerancją wobec innych od moich poglądów religijnych. Rozpocząłem też poszukiwania wspólnej płaszczyzny porozumienia dla przezwyciężenia podziałów między religiami.

Dlatego, w oparciu o moje doświadczenia, będę stale apelował do ludzi wierzących, z którymi się spotykam, o pełną tolerancję i chęć współpracy z innymi wyznaniami. W ten sposób można tylko wzbogacić swoją wiarę i lepiej zrozumieć Serce Ojca Niebieskiego.

Tymczasem ta tolerancja i współpraca jest potrzebna w dużo ważniejszej kwestii niż wzajemne zrozumienie. Jest potrzebna dla nawiązania właściwej więzi z Samym Bogiem. Dla Niego każdy z nas jest Jego dzieckiem, które dostało się do szatańskiej niewoli. Obecny stan świata jest dla Boga przyczyną stałego oczekiwania w bardzo długiej samotności bez Jego ukochanych dzieci, dla których stworzył ten świat. Jak zatem przynieść radość i szczęście Ojcu Niebieskiemu?

Odpowiedź na to pytanie znał zapewne Jezus Chrystus, którego zwycięska misja mogła zakończyć to oczekiwanie. Niestety, został odrzucony przez ludzi, a bezprawne panowanie Szatana nad dziećmi Boga trwa nadal.

W tej sytuacji każdy dobry uczynek człowieka podwyższa poziom więzi z Bogiem i jest właściwym krokiem w stronę zakończenia Jego samotności.

Dlatego kieruję te kilka słów do wierzących w Boga.

Pierwszą ważną sprawą dla każdego człowieka wierzącego jest przynajmniej teoretyczne zrozumienie mechanizmów zła i dobra w otaczającym nas świecie.

Ogromny procent ludzi cierpi tylko przez samo przeżywanie codzienności. Czasem dzieje się tak z powodu braku sukcesu w życiu osobistym, a czasem w efekcie podświadomego zrozumienia, że otaczający nas świat jest niesprawiedliwy. Rozdrażnienie, rożnego rodzaju stresy, zagrożenie zwyczajnej egzystencji są zjawiskami codziennymi i prawie powszechnymi. Nie lubimy zazwyczaj o tym mówić i dlatego nierzadko ukrywamy swój stan rozdrażnienia za kurtyną codziennych obowiązków. Czasami jednak nie jesteśmy już w stanie zapanować nad sobą i następuje albo wybuch złości, albo załamanie nerwowe.

Szukając winnych tej sytuacji, oskarżamy nasze najbliższe otoczenie, czasem pracodawcę, a dość często przywódców politycznych lub nawet system państwowy. Być może zewnętrznie mamy rację, ale warto pamiętać, że zarówno osoby z naszego otoczenia, jak i oskarżani przez nas ludzie zajmujący kierownicze stanowiska w społeczeństwie, podobnie odczuwają ból, cierpiąc z tych samych powodów co my.

 

Chyba tylko małe dzieci nie zdają sobie sprawy z trudności życia codziennego, podczas gdy już nastolatkowie i ludzie młodzi buntują się przeciwko porządkowi tego świata, nie będąc w stanie cierpliwie znosić otaczającej ich niesprawiedliwości. Potrafią wyrażać to poprzez różne formy buntu, co powiększa tylko ból i stres ich rodziców i wychowawców, czyli większość dorosłych.

Czy ma sens wzajemne oskarżanie się i szukanie winnych naszych cierpień i nieszczęść? Oczywiście, że nie! W świetle tego, co znajdziecie na kartach mojego opracowania, nasza negatywna postawa nie doprowadzi do żadnych pozytywnych rezultatów, a tylko będzie płaszczyzną do podtrzymywania złych mechanizmów funkcjonujących w naszym świecie, nieprzypadkowo nazwanym przeze mnie piekłem. Z tej sytuacji zadowolony jest tylko twórca tego piekła. Wszyscy pozostali, to znaczy żyjący obecnie w świecie fizycznym ludzie, osoby przebywające w świecie duchowym, aniołowie oraz Sam Bóg na różne sposoby cierpią z powodu istniejącej sytuacji.

Ten nienormalny stan naszego świata dla większości ludzi wydaje się być zupełnie normalny. Po prostu nie są oni w stanie w nic innego uwierzyć. A właśnie prawidłowe zrozumienie tej sytuacji może bardzo pomóc każdemu człowiekowi. Fundamentalne znaczenie ma uświadomienie sobie korzeni zła, czyli poznanie źródła naszych złych skłonności. Swoją wiedzę o tym można rozszerzyć, przeczytawszy rozdział o początkach zła zamieszczony na stronach niniejszego opracowania. Może to na przykład pomóc w życiu codziennym przy odróżnianiu dobra od zła.

Poza analizą istnienia zła celem moich tekstów jest dążenie do poznania prawdziwego obrazu Ojca Niebieskiego, zamiast „malowanego”, nieosiągalnego i tajemniczego Gromowładcy niemającego nic wspólnego z „szarym” człowiekiem. Dlatego według mnie Bóg nie powinien być odczuwany jako niesłychanie odległa Doskonałość niedostępna dla „maluczkich”, którzy są tylko nędznym pyłkiem w bezkresnym kosmosie.

Chrześcijaństwo powstało między innymi jako religia nauczająca, że Bóg jest Ojcem Niebieskim. Jednak realizuje tę misję bardzo słabo i nie uwzględnia bliskości Boga. Na dodatek, tworząc pełną dogmatów i tajemnic teologię oraz zbędne obrzędy religijne, powiększa dalej dystans między człowiekiem – grzesznikiem a Naszym Ojcem Niebieskim. Dochodzi do tego kolejne niepożądane zjawisko tworzenia podobnej przepaści między nami a Jezusem Chrystusem. Trzeba wciąż pamiętać, że Jezus nie jest gdzieś w zaświatach, ale pozostaje tu w naszym wszechświecie, to znaczy w naszym środowisku życiowym. Jesteśmy tylko na pewien czas duchowo oddzieleni od Boga, choć dalej tkwimy w stworzonym przez Niego wszechświecie. Pełne pojednanie z Nim przez Jezusa jest tylko kwestią czasu, czyli dokończenia procesu zbawienia. Dlatego tak ważna jest osoba Jezusa Chrystusa i prawidłowe Jego zrozumienie. Pisałem o tym w rozdziale poświęconym Jezusowi Chrystusowi.

Z uwagi na to wszystko postać Jezusa Chrystusa, którego nauczanie zapoczątkowało wiarę chrześcijańską, powinna łączyć wszystkich chrześcijan w jedną światową rodzinę. Niestety, tak nie jest. Warto zatem sprawdzić, czy nasza deklaracja, że żyjemy i postępujemy zgodnie z wartościami chrześcijańskimi, odzwierciedla stan faktyczny. Jednym ze sposobów na dokonanie tego jest porównanie wartości, które stosujemy w życiu codziennym z wartościami, które głosił Jezus Chrystus.

W nauczaniu chrześcijańskim pojawiają się znane sentencje wypowiedziane przez Jezusa, jak na przykład: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 22, 37-40) lub: „Jeśli ktoś z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień” (J 8, 7) albo: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 24). Które z tych wartości stanowią tak naprawdę nasz drogowskaz życiowy? Proszę się nad tym zastanowić. Ja też zastanawiam się nad tym każdego dnia i na łamach mojej książki.

Na razie warto zaakceptować Jezusa jako naszego bliskiego przyjaciela i stosować się na co dzień do pozostawionych przez Niego ważnych pouczeń, aby Jego ofiara nie poszła na marne.

Większość religii robi z człowieka ciągłego petenta i całkowicie uzależnia go od wszechwładzy i odgórnych nakazów odległego Boga, którego Wolę ponoć prezentują te religie. W ten sposób rozpowszechniany jest wciąż fałszywy obraz Naszego Ojca, który śledzi i ocenia każdy nas krok i czeka na nas po naszej śmierci z całą gamą różnych kar i nagród.

Poprzez moje opracowanie pragnę zmienić tak ukształtowane wyobrażenie o Bogu, czemu poświęcam większość poruszanych tematów. Moje propozycje staram się podawać w uporządkowanej i krótkiej formie, używając jak najprostszego języka. Być może zabiorę komuś zbyt dużo czasu, ale poruszane tematy tego wymagają.

Drugą ważną sprawą dla człowieka wierzącego jest decyzja o praktycznym stosowaniu swojej wiary w życiu codziennym, w ramach istniejącego społeczeństwa. Obecnie wydaje się, jakby Bóg został prawie całkowicie wyeliminowany z powszedniej aktywności ludzi. Najgorzej jest, moim zdaniem, w środowisku chrześcijańskim, gdyż na przykład wśród muzułmanów wyczuwa się większą codzienną więź z Bogiem, czyli z Allachem. Odnoszę często wrażenie, że w krajach europejskich ludzie jakby unikają manifestowania swojej wiary. W małych społecznościach, na przykład na wsiach, jest to mniej widoczne, ale już w większych skupiskach miejskich mało kto traktuje wiarę ludzi ze swojego otoczenia jako okazję do większego wzajemnego zbliżenia się i wspólnego głębszego przeżywania uroczystości religijnych. Poza oficjalnymi uroczystościami dominujących religii, rzadko kiedy dbamy o praktyczne wprowadzanie pięknych ideałów miłości bliźniego w naszą codzienność. Trochę więcej mówi się o tych sprawach wśród najbliższych członków rodziny, ale i tu wciąż pozostają one w sferze prywatności poszczególnych jej członków. Nie napisałem tych ostatnich uwag po to, aby opinia publiczna, szczególnie w małych środowiskach, napiętnowała osoby niewierzące, chociaż i to się jeszcze zdarza. Napisałem to, aby właśnie skłaniać niektórych do wyzbycia się wstydu z powodu swojej wiary, pomimo że otaczające środowisko jest innego wyznania lub jest niewierzące. Wiara w Boga powinna być powodem do dumy, ale i impulsem do miłości bliźniego. Wyjaśnił to dobrze sam Jezus w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie.

Kiedy żyłem w kraju, w którym rządził reżim komunistyczny, to częstym zarzutem wobec władzy totalitarnej był fakt planowego wyniszczania wiary religijnej w społeczeństwie. Słowa z orędzia papieża Jana Pawła II podczas pierwszej wizyty w kraju komunistycznym: „nie lękajcie się”, skierowane do zniewolonych ludzi, dotyczyły właśnie wyzbycia się lęku przy otwartym mówieniu o potrzebie istnienia Boga w życiu codziennym społeczeństwa. Jednakże gdy to samo społeczeństwo wyzwoliło się spod władzy systemu komunistycznego i zaczęło budować uczciwą demokrację, wówczas niejako samorzutnie, bez nacisków ze strony kogokolwiek, praktycznie usunęło Boga ze swego życia codziennego.

I takie też jest moje realne zmartwienie.

Bycie człowiekiem współczesnym nie oznacza bowiem automatycznie usunięcia objawów wiary w Boga z życia codziennego jako czegoś wstydliwego i niemodnego. W jednym z rozdziałów porównywałem wiarę w Boga z wiarą w istnienie energii, piękna i miłości. Zrobiłem to dlatego, że są to jedne z głównych Jego atrybutów. Wystarczy więc, że połączymy wiarę w energię, w piękno i w miłość z ich Twórcą i wtedy Bóg ożyje w naszym życiu. To znaczy, że należy pamiętać, że świat powstał z energii istniejącej w Nim, że piękno jest następstwem harmonijnych praw i zasad, które zastaliśmy w stworzonym przez Niego wszechświecie oraz że prawdziwa miłość ma swoje Odwieczne Źródło. Wtedy obecność Stwórcy będzie czymś prawie namacalnym, tak jak prawie namacalne jest istnienie energii, piękna i miłości. Da to człowiekowi ogromne poczucie więzi z Nim i umożliwi wyzbycie się większości lęków, o co prosił Papież w swym orędziu.

Równocześnie przestrzegam przed wszelką przesadą w eksponowaniu Boga we wszystkim, co robimy na co dzień, ponieważ w naszych społecznościach łatwo być oskarżonym o bycie „nawiedzonym”.

W historii ludzkości było naprawdę niewielu tych, którzy autentycznie naśladowali Jezusa Chrystusa lub dokładnie stosowali się do Jego nauk. Nie mówię o duchowieństwie, za którym stoją instytucje kościelne, ale mam na myśli świeckie osoby aktywnie angażujące się w odnowę życia duchowego w swoim otoczeniu. Tacy najtrafniej wykazywali w swoich naukach na zły wpływ „władcy tego świata” na całą ludzkość. Niestety, to właśnie oni padali ofiarą braku ludzkiej wiedzy o tym, jak potężny jest Szatan. Wiemy wszyscy, że nowa era ludzkości zaczęła się od wymordowania apostołów i pierwszych zwolenników Jezusa z Nim samym włącznie. Potem następowało częste wykluczanie ze społeczeństw osób otwartych duchowo, palenie na stosie niesłusznie oskarżanych o czasy, prześladowanie i mordowanie reformatorów życia religijnego oraz wielu założycieli ruchów religijnych. Podobne przypadki zdarzają się zresztą do czasów obecnych. Szatan nie zostawi w spokoju nikogo, kto mu zagraża. Jest to poważne ostrzeżenie dla każdego, kto chce z nim zadrzeć. Trzeba do tego mieć ogromną wiarę i pewność, że działaniom przeciwstawiającym się odwiecznemu złu towarzyszy poparcie dobrego świata duchowego prowadzonego przez Jezusa i Ducha Świętego.

Ci, którzy chcą pomagać w zbawieniu ludzkości, powinni się liczyć co najmniej ze złośliwą krytyką otoczenia, z utratą przyjaciół, z wykluczeniem ze swojego środowiska, a nawet z atakami ze strony członków najbliższej rodziny. To jest cena, którą trzeba być gotowym zapłacić, jeśli autentycznie głosi się właściwą wiedzę o Bogu. Może się zdarzyć, że przyjdzie zapłacić najwyższą cenę, cenę życia. Jest to oczywiście sytuacja krańcowa, ale warto o niej pamiętać, aby z rozwagą wprowadzać swoje poglądy, szczególnie w sytuacji, gdy otaczające nas społeczeństwo w dużym stopniu oddaliło się Boga.

Pomimo takiej sytuacji apeluję, aby nie poddawać się strachowi. Nie napisałem powyższych zdań o niebezpieczeństwie ze strony Szatana, aby kogokolwiek przestraszyć. Szatan to przeciwnik, którego nie wolno się bać, gdyż ulegając strachowi sami stawiamy się w pozycji jego poddanych. Żyjemy obecnie w czasach, w których jedność z Jezusem i wsparcie ze strony aniołów zapewnia nam bezpieczeństwo. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy sami sobie szkodzić przez nasze złe czyny naruszające prawa i przykazania, o których przez wieki przypominały nam takie osoby jak prorocy, święci i Sam Jezus. W dwudziestym pierwszym wieku słynne biblijne Dziesięcioro Przykazań wcale nie straciło na znaczeniu.

Odwaga życiowa nie oznacza tylko braku strachu przed Szatanem, ale również racjonalne zrozumienie śmierci fizycznej. Śmierć ta dotyczy każdego z nas. Wiem, że strach przed śmiercią jest tak powszechny, że tłumaczenie wszystkim, aby się go wyzbyli, ma niewielką szansę akceptacji. Jednak spróbuję przynajmniej wskazać przyczyny strachu przed śmiercią.

Śmierci boimy się przede wszystkim dlatego, że kończy ona nasz czas ziemski, do którego przyzwyczajaliśmy się przez dziesiątki lat. To jest typowy strach pojawiający się przed każdą poważną zmianą, za którą czeka coś, czego jeszcze nie znamy. Boimy się zatem tego czegoś nieznanego, myśląc czasem, że po śmierci fizycznej czeka nas nicość i definitywny koniec naszej egzystencji. Dlatego w tym opracowaniu tak dużo miejsca poświęcam na wytłumaczenie, że człowiek jest wieczny i po śmierci fizycznej trafia do nowej sfery życia, która od początku stworzenia świata była naszym normalnym przeznaczeniem. Starałem się wielokrotnie opisywać naszą przyszłość przewidzianą przez Stwórcę, aby pomóc ludziom wyzbyć się strachu przed śmiercią.

Zdaję sobie sprawę, że strach przed nią odczuwają przede wszystkim ludzie, którzy w czasie życia ziemskiego dokonali wielu złych czynów i wyrządzili innym wiele krzywd. Tym ludziom wcale się nie dziwię, ponieważ mają się czego obawiać. Jedyną logiczną radą dla tego typu ludzi jest zastanowienie się nad naprawą skutków swych złych działań i nad próbą wyrównania wyrządzonych szkód jeszcze za życia na tej Ziemi. Może te kilkanaście rozdziałów z niniejszego opracowania odniesie jakiś skutek.

Nie dziwię się także tym, którzy nagromadzili za życia wiele bogactw i, jak to się popularnie mówi, nie mogą tego wszystkiego zabrać ze sobą na tamten świat.

Faktycznie tak jest i dlatego warto pamiętać, że nawet największe bogactwa, sława czy zaszczyty nie mają żadnego znaczenia dla naszego przyszłego życia w świecie duchowym. To, co jest materialne, fizyczne i zewnętrzne, absolutnie nie przyda się w świecie duchowym. Szkoda czasu i wysiłków na osobiste bogacenie się. Ale jeśli komuś już się to udało, to warto użyć swoich dóbr materialnych do uszczęśliwienia innych. Pan Jezus radził nawet rozdać wszystkie swoje bogactwa ubogim, ale można to zrobić nie tylko przez bezpośrednie rozdawanie pieniędzy i innych zasobów materialnych, ale również przez rozsądne inwestycje w zmniejszenie ludzkiego ubóstwa.

Najbardziej strachowi przez śmiercią zapobiega lepsze poznanie Boga. Wielu wierzących uważa, że uczestnictwo w życiu religijnym swojego wyznania daje im wystarczającą gwarancję bycia zaakceptowanym przez Boga. Uważam jednak, że nie jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż korzystniej byłoby pogłębić wiedzę o Nim, a potem śmiało o niej mówić. Piszę swoje teksty właśnie po to, aby ponownie skłonić ludzi do głębszego poznania Ojca Niebieskiego oraz lepszego przygotowania się do wiecznego przebywania z Nim.

To konsekwentne wprowadzanie wiedzy o „duchowej” przyszłości naszego życia jest konieczne dlatego, że czas w świecie fizycznym rzutuje w zasadniczy sposób na życie w świecie duchowym, podobnie jak w przysłowiu: „czym skorupka za młodu nasiąknie…”. W tamtym świecie będziemy właśnie potrzebowali przede wszystkim doświadczeń, które dotyczyły naszej więzi z Bogiem w czasie ziemskiej egzystencji. Warto o tym pamiętać i przestać bać się śmierci.

Ta część mojego opracowania nosi tytuł „Słowa do wierzących”. Dlatego chcę uzupełnić proponowane przeze mnie sposoby rozwiązywania codziennych problemów życia ludzi wierzących o jeszcze jeden ważny aspekt. Chodzi o nasze bezpieczeństwo, czyli o ochronę naszego życia, również tego duchowego.

Pewna część rodziców zatroskanych o bezpieczeństwo swoich dzieci uczy je pewnej modlitwy, którą wypowiada się przed pójściem spać. Ta modlitwa brzmi: „Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy bądź mi zawsze ku pomocy. Strzeż duszy, ciała mego, doprowadź mnie do żywota wiecznego”. Może robią to z powodu tradycji rodzinnej, a może na wszelki wypadek. Ten drugi argument wydaje mi się bardziej istotny. Czyżby strach o swoje dziecko, który u wielu przejawia się w organizowaniu ceremonii chrztu, komunii świętej, bierzmowania oraz w uczeniu takiej modlitwy, powoduje, że robimy coś na wszelki wypadek?

Oczywiście, to bardzo powszechna postawa w naszym cywilizowanym świecie. Bardzo często robimy wiele rzeczy dla naszego bezpieczeństwa, tak na wszelki wypadek. Do tej ochrony naszego bezpieczeństwa skłania nas instynkt samozachowawczy, czasem doświadczenie osobiste, a czasem doświadczenia innych ludzi. Zamykamy drzwi wejściowe do domu na kilka zamków, zakładamy blokady i alarmy, nosimy kaski ochronne i stosujemy się do przepisów bhp w pracy. Ale czasem nasz instynkt samozachowawczy nas zawodzi, o czymś zapominamy, a zbieg okoliczności powoduje, że zostajemy okradzeni czy zdarza się nam przykry wypadek, a nawet tracimy życie.

To całe rozumowanie może też dotyczyć naszego życia duchowego. Właśnie istnienie rzeczywistości duchowej powinno skłaniać nas do brania pod uwagę innych form ochrony naszego bezpieczeństwa. Może dlatego rodzice uczą dzieci modlitwy zacytowanej powyżej?

Często w dramatycznych okolicznościach myślimy o tym, aby zwrócić się do Boga o ratunek. Zdarza się, że używamy „pomocy z nieba” tylko tak na wszelki wypadek, żegnając się przed niebezpiecznym skokiem. A może jednak istnieje realna siła dbająca o nasze bezpieczeństwo i wystarczy po prostu zwrócić się do naszego anioła z prośbą o wsparcie, choć nie jesteśmy już dziećmi? Warto się nad tym zastanowić.

Skoro powszechnie stosujemy prewencję wobec możliwych przestępstw, wypadków drogowych czy w ochronie naszego zdrowia, to czy nie należałoby zastosować tej samej zasady wobec naszego życia duchowego? A nuż rzeczywiście istnieje aktywny świat duchowy pełen aniołów stróżów? A nuż ci aniołowie mogą nam pomóc w wielu problemach życiowych, szczególnie dotyczących moralności czy wychowania dzieci? A nuż ochronią nas przed jakimś złem?

Podczas rozmów z muzułmanami zauważyłem u nich dużo mocniejszą wiarę w aniołów niż w przypadku chrześcijan. Zatem dobrze by było, aby wszyscy wierzący w Ojca Niebieskiego zdali sobie sprawę, że jest On naprawdę naszym Ojcem i stworzył aniołów nie po to, aby przebywali biernie w świecie duchowym. Zresztą o roli aniołów pisałem już w rozdziale pt. „Człowiek a inne byty duchowe”. Teraz skupiam się na naszym bezpieczeństwie i na naszym instynkcie samozachowawczym. Zwracanie się do aniołów nie powinno być traktowane jako przejaw wiary zarezerwowany tylko dla fanatyków religijnych i tak zwanych nawiedzonych. Niedocenianie roli aniołów w naszym bezpieczeństwie i w ogóle w naszym życiu to poważny błąd. Nie warto na własne życzenie pozbawiać się tak ważnego aspektu bezpieczeństwa dotyczącego życia duchowego.

Jeżeli Stwórca użył aniołów do wychowania pierwszych ludzi, czyli Swoich dzieci Adama i Ewy, to jest to poważny sygnał dla wszystkich rodziców. Im bardziej ktoś kocha swoje dzieci, tym bardziej nie powinien lekceważyć tego faktu. Oczywiście, modlitwa „Aniele Boży” to maleńki początek wychowania dziecka w świadomości istnienia aniołów. Myślę, że aniołowie pomagają wypracować dobre skłonności u dziecka, pewne poczucie odpowiedzialności i naturalne dążenie do dobra, nie mówiąc już o rozwijaniu uczucia miłości do rodziców. Jeszcze ważniejsza jest ochrona dziecka przed złym wpływem środowiska, nawet szkolnego. Różne złe skłonności, zły model życia pokazywany dziecku przez jego kolegów, złe oddziaływanie negatywnych zjawisk tego świata, a nawet dewiacje seksualne mogą mieć dużo mniejszy wpływ na nasze dzieci dzięki działalności aniołów. Tak jak i w przypadku dorosłych, dobrze jest uczyć dzieci mówienia do anioła stróża o swoich pragnieniach i planach, na przykład w formie swobodnej modlitwy.

Tym, którzy nie uwierzą w to wszystko, co napisałem powyżej, proponuję jednak praktykowanie tego na wszelki wypadek. A nuż istnieje Bóg, Nasz Ojciec Niebieski, a nuż istnieje świat duchowy jako docelowe miejsce naszego życia, a nuż istnieją aniołowie przeznaczeni do opieki nad nami, a nuż nasze dzieci będą jeszcze bardziej bezpieczne, gdy będą prosić o to aniołów. A nuż...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- WWW.ISTOTY.PL - 

 Prawdziwy Bóg nie zna zła - to jest motto tej strony internetowej

 

Każdy człowiek od urodzenia nosi w sobie największą wartość swojego życia, czyli wieczność. Obok wieczności również miłość stanowi w nim kolejną, najważniejszą wartość. Jednak to wieczność jest jego podstawową  autostradą życiową. Brak wiedzy o niej jest rodzajem kalectwa duchowego człowieka. Chcę pomóc ludziom odnaleźć w sobie tę wieczność. Przeczytaj tę stronę internetową, zanim wejdziesz do wieczności !